Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 215.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto moje pięć palców — rzekł stary Kobold z Dovre — opowiedz mi o każdym z nich coś ciekawego.
I Olszanka ujęła wesoło dłoń Króla w koronie z lodu i szyszek sosnowych i zaczęła opowiadać mu o każdym palcu. Kobold śmiał się i kiwał głową, a kiedy wreszcie doszła do czwartego w złotej obrączce, jakby czekał tylko na zaręczyny, starzec rzekł wesoło.
— Trzymaj go mocno, bo twój jest. Ciebie chcę wziąć za żonę!
— Jeszcze dwóch bajek nie dopowiedziałam — broniła się Olszanka.
— Dosłuchamy ich w zimie — odparł Kobold. — Musisz nam opowiedzieć jeszcze bardzo wiele: o zielonej sośnie, i o brzozie białej, o duchach i o mrozie trzaskającym! Ho, ho, będziesz musiała opowiadać, bo znasz się na tej sztuce, jak niewielu! Zasiądziemy sobie dokoła ogniska w kamiennym zamku moim, wióry sosnowe płoną i strzelają, a my słuchamy i miód popijamy ze złoconego rogu starych norwegskich królów. Czasem odwiedza nas Rusałka wodna i śpiewa nam pieśni pastusze górali. Wesoło wtedy. Łosoś rzuca się w potoku, uderza z siłą o kamienne ściany i jasno, cicho, biało. — Tak, pięknie tam bardzo w mojej starej Norwegii. — Ale gdzież chłopaki?
Ach, gdzie chłopaki?
Bez szelek i kaftanów, w rozpiętych koszulach, jak przystoi na młode i zdrowe Koboldy, biegali obaj po szerokiem polu, goniąc ogniki błędne, ażeby je zdmuchnąć. Biedne ogniki, które z taką chęcią przybyły na wezwanie Króla Olch i chciały uświetnić jego ucztę swemi światełkami.
— Coż to znów za bieganie! — strofował ich ojciec. —