Przejdź do zawartości

Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce jedna z dziewcząt zwróciła się w tę stronę i z wesołym śpiewem biegła ku brzegowi. Nagle spostrzegła ciało. Krzyknęła z przestrachu i zaczęła uciekać, lecz zaraz powróciła, by zawołać ludzi. Otoczono młodzieńca, zaczęto go trzeźwić i Syrena widziała, jak otworzył oczy, jak się uśmiechał z wdzięcznością do ludzi, którzy go tu znaleźli. Nie wiedział, że to ona ocaliła mu życie, więc dla niej tylko jednej nie miał wdzięcznego uśmiechu, — i smutno jej to było.
Widziała, jak go potem wprowadzono do białego budynku pomiędzy drzewami i odgadując, że go prędko nie zobaczy, zanurzyła się w morzu.
Siostry powitały ją z wielką radością, babka uśmiechnęła się zadowolona, gdyż wszyscy niepokoić się już zaczynali, że nie wraca tak długo. Naturalnie zaczęto pytać o przygody, ale Syrena milczała uparcie. Zawsze bywała cichą, zamyśloną, lecz teraz stała się cichą i smutną, — dlaczego? Nikt nie wiedział.
A mała coraz bardziej tęskniła do księcia, do ludzi. Raz ich tylko widziała, ale zapomnieć nie mogła i źle jej było w ojcowskim pałacu.
Niekiedy wypływała wieczorami i śpieszyła na miejsce, gdzie zostawiła Królewicza, — ale tu pusto było. Ludzie spali nocą. W ogrodzie dojrzewały złociste owoce, — czyjeś ręce zdjęły je z drzew obciążonych, — śnieg strumieniami spłynął z gór wysokich, — ale księcia nie było, ani wieści o nim.
Najulubieńszą jej teraz zabawą było siadać w ogrodzie, naprzeciw posągu, który umieściła pod płaczącą wierzbą, i patrzeć na prześliczne rysy marmurowe pięknego chłopca, który jej tak bardzo przypominał ocalonego człowieka. Czasem zarzucała mu ręce na szyję i opierała