Przejdź do zawartości

Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zu. Dobra pani czemprędzej zdjęła jej buciki i dopiero wtedy nogi uspokoiły się zupełnie.
Odtąd zamknięto w szafie czerwone buciki, lecz Karusia często do nich zaglądała i nie mogła nigdy dosyć się napatrzyć.
Tymczasem dobra pani zachorowała ciężko i mówili doktorzy, że już wyzdrowieć nie może. Potrzebowała jednak troskliwej opieki, a nie miała nikogo z krewnych. Ale miała Karusię, którą wychowała przecież od dziecka jak matka rodzona, więc mogła się spodziewać, że ta wychowanka odwdzięczy jej się teraz.
W tym samym czasie przypadał bal w mieście, na który już od dawna Karusia była zaproszoną. Czyż miała się wyrzec zabawy? A czerwone buciki?
Poszła do zamkniętej szafki, wyjęła pantofelki, oglądała je długo, przymierzyła wreszcie i już zdjąć nie miała siły. Ubrała się prędziutko i wybiegła z domu, nie myśląc o obowiązku i o chorej, poczciwej swojej opiekunce.
Tańczyć tylko, tańczyć, tańczyć w czerwonych bucikach!
Lecz źle jej się powiodło: już nie miała swojej woli, nogi jej nie słuchały. Gdy chciała na prawo, buciki zawracały ją na lewo, do drzwi, ze schodów, prosto na ulicę; — tańcząc, biegła przez miasto, aż do ciemnego lasu i tu tańczyła jeszcze bez końca, bez końca!
W lesie ciemno, ponuro, a wrócić nie może. Coś zajaśniało pomiędzy drzewami — czy to księżyc? Nie, to ubogi staruszek na szczudle, z rudą brodą, stoi oparty o drzewo, patrzy na nią i kiwa głową.
— Co za prześliczne buciki do tańca!
Teraz Karusia przelękła się już nie na żarty, chciała zdjąć pantofelki, ale — ani sposób: przyrośnięte do nogi!