Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życiem człowieka, w każdej biło serce, dopóki żył człowiek, do którego należała. Były tu wielkie drzewa w maleńkich doniczkach, które rozsadzały siłą swych korzeni, i były wątłe kwiatki w ziemi tłustej, mchem otulone, dzwonami nakryte szklanemi. Jedne rosły na lodzie, inne na spiekłej ziemi, inne czepiały się po nagich skałach.
Matka szła pochylona, przykładając ucho do najmniejszej roślinki, nasłuchując długo, z trwogą ogromną; wreszcie wśród milionów, milionów serc — poznała uderzenia serca najdroższej swej dzieciny.
— To ono! — zawołała, osłaniając ręką drobny bławatek, który zwiesił główkę, pobladły i znużony.
— Nie dotykaj kwiatka! — rzekła staruszka — stań tylko przy nim i czekaj, aż śmierć powróci ze świata. Nadbiegnie lada chwila, wtedy jej nie pozwól wyrwać roślinki z ziemi, ale zagroź, że powyrywasz wszystkie inne kwiaty. Tego się będzie bała, gdyż jest odpowiedzialną przed Panem Bogiem za ich życie i niewolno jej zniszczyć żadnego, dopóki nie otrzyma na to pozwolenia.
Wtem przebiegł mroźny powiew po ogrodzie i niewidoma zgadła, że to śmierć powraca.
— Skąd się tu wzięłaś? — spytała zdziwiona. — Jak mogłaś znaleźć drogę i przybyć tak prędko, prędzej ode mnie?
— Jestem matką — odpowiedziała nieszczęśliwa.
Śmierć wyciągnęła do bławatka długą, kościstą rękę, lecz matka osłoniła go obu dłoniami, starając się nie dotknąć żadnego listeczka. Wtedy śmierć dmuchnęła chłodem na jej ręce, i opadły bezwładne, jak dwie skorupki lodowe.
— Mnie nie zwyciężysz — rzekła.
— Bóg cię zwyciężyć może.