Strona:PL Gloger-Encyklopedja staropolska ilustrowana T.3 242.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

beznanych z jej tajnikami sprawiały większe wrażenie zjawiska widome, np. zaćmienie słońca, komety, meteory, które, zdaniem ówczesnych, nigdy nie wróżyły nic dobrego. Nawet ci, którzy nie wierzyli, aby kometa lub meteor mogły wywołać zarazę, z ukazania się ich wnosili, że powietrze stało się nienormalnem, a stąd więcej do przyjęcia zarazy morowej skłonnem. Do zjawisk, które uważano za przepowiednie moru, należały: mgła częsta, nadmiar deszczów, wiatry z południa i wschodu, grzmoty w styczniu, niezwykła obfitość gadów, owadów i robactwa, ryby w wodzie i ptaki, w locie zdychające, wylewy wód, ucieczka wróbli z wiosek i t. d. Autorowie nasi XVI wieku wyliczają następujące objawy zakażenia morem: zimno i dreszcze, potem stała gorączka, niezwykła ociężałość, ból i zawroty głowy, „odchodzenie od rozumu“, duszność, pragnienie, wymioty, nieraz krwawe, biegunka a potem zaparcie stolca, mocz mętny, cuchnący „jako od konia“, bezsenność lub ospałość, puchlina, bolączki czyli dymienice, blachy po ciele, śmierć prędka. Dymienice powstawały zwykle na trzeci dzień choroby tam, gdzie są gruczoły, zwykle bolesne, dosięgające wielkości orzecha lub pięści, najpierw twarde, po trzech dniach miękną a czwartego pękają. Plamy trupie występowały zwykle na krótko przed śmiercią. Wogóle zauważano w kobietach większą łatwość zarażenia się powietrzem niż u mężczyzn. Jeden z autorów, wymieniając (r. 1623) jako przyczynę tego ciekawość niewieścią, pisze: „Białogłowy są zawsze sposobniejsze do zachwycenia powietrza i z dyspozycyi ciał ich i też propter curiositatem ich i biegania do kościołów. Przeto najlepiej tę gadzinę z domu wysyłać, chcesz-li, aby cię nie zaraziła“. Kto raz przeszedł szczęśliwie chorobę, rzadziej zapadał ponownie, lubo znane były wypadki, w których jedna osoba 2 i 3 razy ulegała zarazie morowej. Jako oznakę nieuleczalności chorego uważano ciężki ból głowy, zmienność pulsu, wymioty, upadek sił i obawę śmierci. Nadzieję powrotu do zdrowia dawał apetyt i otucha wyzdrowienia. Procent jednak śmiertelności był tak znacznym, że niektórzy lekarze uważali wszelką pomoc za ułudną. Do szeregu przestróg sanitarnych, jakie dawali dla zapobieżenia zarazie lekarze polscy w wieku XVI, późniejsi mało co dorzucili lub zmienili, a przyznać trzeba — powiada dr. Giedrojć — że i dzisiejsi hygjeniści mieliby wprawdzie co dodać, ale odwołać niewiele. Żądali już dawni lekarze, aby od przyjezdnych do miasta wymagano świadectw, iż przybywają z okolic wolnych od zarazy, aby podejrzanych „wietrzyć“ za miastem przez 6 tygodni, w miejscu zarazy mieć dostateczną liczbę lekarzów, cyrulików, osobnych posługaczów do chorych, tragarzów i grabarzów. Także wszystkich, mających styczność z chorymi, zaopatrzyć w oznaki, np. krzyże białe na piersiach i plecach, mieć zapas pieniędzy na żywność i lekarstwa dla ubogich, psy i koty, biegające z domu do domu, z miasta usunąć, śledzić pojawienia się moru w każdym domu, zbudować za miastem dla chorych i podejrzanych sporo małych oddzielnych domków z desek, towary podejrzane w przeznaczonych ku temu szopach wietrzyć i t. d. Być może, że brakło nieraz sprężystości u władz rządzących a posłuszeństwa u panów, z czego wynikało zamieszanie, ale że zbyt źle się nie działo i że wiele przedsiębrano i dużo dobrego działano, na to przytacza dr. Giedrojć całe szeregi nieznanych a ciekawych faktów (od str. 89 do 109). Jako przyczynki do dziejów morowego powietrza w Polsce drukował Z. Gloger „Wyciągi z dziejów polskich „Długosza“ w VIII tomie „Pamiętnika fizjograficznego (r. 1888) tudzież w Gazecie Warszawskiej z r. 1892: „Dezynfekcja przed 112 laty“ (Nr 229). Było i przysłowie sta-