Ta strona została uwierzytelniona.
ręce, podczas kłody drzemiący opodal na lekkiem wzniesieniu proboszcz zdawał się rozpostartemi ramiony zgarniać pod swoje opiekuńcze skrzydła całą tę śpiącą czeladkę.
Epilogiem fety było weselisko wójtównej z Delfinem, a i pana Mouchela, który zaślubiwszy wkrótce potem swą energiczną wdowę, nie zaniedbywał jej prać za wszystkie czasy, zgodnie z powziętym odtąd planem.
Tak się skończył wiekopomny ten wypadek, o który w całej nizinie normandzkiej zapytani odpowiadają z szczerym śmiechem:
— Ba! Ba!... Feta w Coqueville!... A któżby też o niej nie słyszał!...