Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 406.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   398   —

ze źrenic jéj, smętnie i nieruchomo w twarzy jego utkwionych, strzela ku niemu promień nadziei. Był to promyczek drżący, znikomy, ale był. Ludwik spojrzał na sufit, potém na białą rękę, zwisającą śród fałd czarnéj sukni, potém dokoła pokoju, jakby dla przekonania się, że niéma tam nikogo prócz nich dwojga. Nakoniec wyciągnął rąkę, porwnł ze stołu kapelusz swój i, z przygryzioną wargą, z konwulsyjnie ściągniętemi czarnemi brwiami, zerwał się z fotelu.
— Zmuszony jestem pożegnać panią, — głuchym głosem wymówił.
Wtém rozległ się u drzwi dzwonek; w przedpokoju słyszéć się dały dwa męzkie głosy, a po chwili do pokoju Pauli wchodził Mirewicz, w towarzystwie młodego, nieznanego jéj, mężczyzny. Był to człowiek bardzo nawet młody, lat może dwadzieścia dwa lub trzy mieć mogący, szczupły, blondynek, z twarzą białą i różową, wykwintnie ubrany, w pół-fraku i liljowych rękawiczkach.
— Pan Julian Krzycki... pan Ludwik Ożymski, — prezentował gospodarz domu.
Paula zwolna podniosła się z kanapki i stanęła przed nieznajomym w całym wdzięku swéj wyniosłéj, kształtnéj, strojnie przybranéj postaci.
— Nazwisko pana — zaczęła — nie jest mi nieznane. Państwo Krzyccy posiadali w rodzinnych stronach moich znaczne dobra i pamiętam, że w dzie-