Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 403.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   395   —

ludzkiego, albo, co najmniéj, o ustanowienie równowagi europejskiéj. Ludwik uścisnął w dłoni swéj rękę Mirewicza i urywanym, ponurym głosem rzekł:
— Nie możesz wymagać ode mnie niczego więcéj. I tak już zrobiłem dla ciebie najwyższą ofiarę, na jaką człowiek zdobyć się może!
— Ale-ż ja nie żądam i nie potrzebuję ofiar żadnych, — zawołał Mirewicz.
— Tak, — potwierdził Ożymski, — ja sam czuję, że sprzeczne to jest z zasadami naszemi... a jednak nie mogę, nie mogę objawiać uczuć mych kobiecie, którą kocha przyjaciel mój... A znowu... widząc ją... nie objawiać, przechodzi to moje siły... Dlatego przestałem ją widywać.
Światło, padające z okna jakiegoś sklepu, oświecało twarz jego, tak bladą i ponurą, że Mirewicza objęło współczucie dla cierpień przyjaciela.
— Poczciwy, kochany Ludwiku! — rzekł serdecznie, — przyjaźń twoja była mi bardzo drogą.
— Wiem, — wybuchnął Ludwik, — dałeś mi nieraz dowody swego przywiązania, oddałeś mi niejednę przysługę. Tém podléj było-by z mojéj strony, gdybym chciał podkopywać szczęście twoje. O, nie! Rozumiem ja dobrze, że to jest sprzeczne z prawdziwemi zasadami... że o szczęście swoje dobijać się mam prawo, i nawet powinienem; jednakże, w tym razie, wolę całe piekło w sobie nosić, niżeli ciebie zdradzać.
Wszelakoż, gdy rozejść się już mieli, Mirewicz wy-