Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 396.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   388   —

ta niezmiernie przywiązana, u kobiety prawie obcéj, kapryśnéj, skąpéj, bardzo źle jéj będzie. Co do niéj, matki, wyniosła-by się także z pod synowskiego dachu, ale nie ma dokąd... nie ma dokąd...
Wszystko jednak, co dotąd powiedziała, było mniéj ważném. Ważniejszém jest to, że od czasu pewnego Ludwik biurowéj pracy zaniedbywać zaczął. Ktoś ze starszych kolegów jego, dawny przyjaciel ich rodziny, powiedział jéj o tém i jego o to upomniał. Nikt-by nie zgadł, co odpowiedział on na to. Odpowiedział, że biurowa praca jest dla niego niewłaściwą i że, zajmując się nią, marnuje swoje wyższe zdolności, krępując rozwój swojéj natury. Ja i poczciwy przyjaciel nasz zgodziliśmy się zupełnie na to, że jest on zdolnym do daleko wyższych zajęć... ale że, skoro tak nieszczęśliwie... tak nieszczęśliwie stało się, to już powinien żyć i pracować, jak można. Cóż robić? trzeba żyć i pracować, jak można. Nikt tu u nas nie żyje i nie pracuje, jak chce i jakby mu zdolności pozwoliły, ale — jak może... jak może. Tak perswadowaliśmy jemu, ale on... ach panie! jakie on dziwne rzeczy wygadywać zaczął. O samym sobie mówił, że jest bogatą naturą, i że człowiek, który ma bogatą naturę, żadnego przymusu znosić nie powinien, że wszystko mu wolno, że obowiązku niéma wcale na świecie; że o swoje szczęście walczyć trzeba, choćby po trupach ludzkich chodząc... A tak przytém unosił się, że on, który zawsze był taki delikatny, grze-