Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 383.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   375   —

blasku księżyca podobne. Co więcéj, oprócz bladego księżyca, palił się tam na fajerce sinawy płomyk. Był to rodzaj kadzielnicy, na któréj gorzały wonności, napełniając alkowę, pokój i salonik delikatnemi woniami heliotropu, czy czegoś innego...
Tu znowu bieguny krzesła kołysać się przestały, a myśl jakaś, czy jakieś przypomnienie, tak silnie tknęło Mirewicza, że aż półgłosem do siebie zawołał:
— Wszakże to jutro już muszę Chackielowi procent zapłacić!
Procent od długu, zaciągniętego u lichwiarza. Nic w tém dziwnego nie było. Altany, sprzęty, sprzęciki, lampy, kadzidła, terminowanie u szewca, termiantorskie fartuchy z koronkami, nowe coraz transporta nut i książek... We wszystkiém tém jednak nie było nic, coby ubliżać jéj i w złém świetle stawiać ją mogło.
— Mój drogi, kochany Jasiu! Boli mię to, że jeszcze tu, w téj mieścinie, niezależności zdobyć sobie nie mogłam. Wszystko jednak, co teraz od ciebie przyjmuję, jest pożyczką... świętą pożyczką, którą zwrócę, gdy kiedyś celów moich dosięgnę... Wierzysz mi?
On miał-by nie wierzyć jéj, gdy, trzymając ręce jego w swoich, patrzała na niego łzawym, rozrzewnionym wzrokiem, a głowę swą, tak malowniczo uczesaną i wonną, ku piersi jego chyliła.
— Wierzę, najdroższa, wierzę we wszystko! Ty