Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 365.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   357   —

zjawisko dość wdzięczne. Były niém dwie dorastające dziewczyny, w ciemnych sukniach, z warkoczami spuszczonemi na plecy, zgrabne, żywe, rozpromienione.
Probos homines laudate, — deklamowała jedna.
Inprobos castigate... — kończyła druga.
Wesołe, śmiały się głośno i błyskały oczyma, pełnemi piętnastoletniego ognia. Starsza z nich, brunetka z bladém czołem, rzuciła się na szyję Anny, a potém, z głośnemi całusami i wykrzykami, małą Jańcię porwała w ramiona. Młodsza, świeża blondynka, jakby pod ziemię zapadła! Na widok osoby nieznanéj, zarumieniła się, dygnęła i zniknęła za drzwiami, prowadzącemi do ciemnych sionek. Helka ze śmiechem wytłómaczyła, że przyjaciółka jéj, tak jak i pani Mirewiczowa, Andzia, — wnuczka sąsiadki ich, staréj pani Ignacowéj, zawstydziła się widać, że tak nieroztropnie, przy obcéj osobie, z łaciną swoją do pokoju wpadła. Klęcząc, poiła herbatą Jańcię i sama z apetytem wielkim zjadała porcyą chleba i bułki; potém prędziutko posłała jedno ze znajdujących się łóżek i, ułożywszy w niém uśpione już dziecko, oświadczyła, że spać będzie w kuchence, a teraz idzie już uczyć się... Przyległy pokój był poprostu kuchenką, czystą, ciepłą, i w któréj nigdy nie gotowało się nic, bo Józefa i sostra jéj, nie mając czasu na sporządzenie sobie obiadów, jadały je u pani Ignacowéj, staréj mieszczki, po drugiéj stronie sionek miesz-