Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 284.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   276   —

tował się? A, moja Kasiu! jak-że można było nie nastawić go wcześniéj? pewnieś do ogrodu na muzykę latała?
— Jak Boga kocham, proszę pani...
— No, nie przysięgaj tylko! ot, dmuchaj lepiéj! mocniéj! poczekaj! ja sama podmucham!
— Już gotuje się, proszę pani. Para! o, para już idzie!
Rozległ się stuk gdzieś z boku roztwierających się drzwi, i Kasia, wedle panującéj mody miejscowéj, rozczochrana i bosa, wpadła do jadalni z błyszczącym i parą buchającym samowarem. Za nią Mirewiczowa, w sukni osłoniętéj naprędce półciennym fartuchem, niosła koszyk z bułkami, masielnicą i kilka talerzy.
— A sztukamięsa odegrzana? Żywo, Kasiu, idź-że ją odegrzewać! O Boże, mój Boże! A Jańci jak niéma, tak niéma! Już-by ją Józia dawno odprowadzić była powinna!
Posępnie zamyślony, Mirewicz usłyszał nagle obok siebie, na nutę płaczu nastrojony, głos żony:
— Jasiu! mój Jasiu! Wyobraź sobie, że Józia dotąd jeszcze Jańci nie odprowadziła...
Z przykrością przerwał bieg swych myśli.
— I cóż ztąd? Skoro poszła z panną Józefą, możesz być przecież o nią zupełnie spokojną. Wiész sama, że panna Józefa jest uosobieniem powagi i rozsądku...