Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 277.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   269   —

dém miejscu obecnymi, oficerami i urzędnikami w binoklach. Wesoło jest lafiryndom, Frynom, brzęczącym ostrogom, binoklom i śpiczastym bokobrodom; ale, ktokolwiek niéma szczęścia należéć do żadnéj z powyższych grup społecznych, ten, w miejscu tém i w téj porze, czuje w piersi swéj wysuszający powiew pustyni, a w głowie jego, jak w źródłach pewnych kwiaty, myśl zamienia się w kamień.
W takiéj-to chwili dnia letniego, szła przez ulice miasta para ludzi, widocznie małżeńską parą będąca. Kobieta, skromnie lecz dostatnio ubrana i dość młoda jeszcze, nie była ani piękną, ani brzydką. Przysadzista nieco i ciężka, cięższą jeszcze wyglądała w zanadto trochę wyfalbanowanéj i niezupełnie zgrabnie do mody przystosowanéj sukni. Na kapeluszu jéj było téż za dużo ponsowych kwiatów, i brosza, spinająca czarny jéj szal, była także za dużą i zanadto fałszywym kamieniem błyszczącą. Wszystko to przecież dowodzić mogło tylko małomieszczańskiéj próżności, chcącéj wyrównać strojem téj lub owéj sąsiadce, czy znajoméj; bo co się tycze zalotności, lub chęci popisywania się z czémkolwiek, tych nie było ani śladu w kobiecie téj, któréj błękitne, bardzo ładne oczy patrzały poczciwie i łagodnie, a policzki, widoczną skłonność do utycia okazujące, lecz gładkie i świeże, pokryte były silnym rumieńcem zmęczenia. Zmęczoną była, niemniéj wesołą, i co chwila towarzyszącemu jéj mężczyźnie coś ze śmiechem poka-