Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 266.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   258   —

pani Ryżyńska była wczoraj bardzo zmartwioną; jakże się ma dzisiaj?
— Dzisiaj jest ona bardziéj jeszcze zmartwiona, niż wczoraj — odpowiedziała przytłumionym, monotonnym, chłodnym głosem.
— Czém-że to? — zapytał Otocki.
— Syn jéj odjeżdża.
Jak sprężyną ruszony, Otocki porwał się z krzesła i wnet znowu opadł na nie.
— Odjeżdża? Zupełnie już? Kiedyż?
— Zupełnie, dziś.
Była to dla niego tak wielka, tak wielka radość, że już utaić jéj nie mógł. Z jego odjazdem znikała konieczność wysyłania jéj na wieś. Mogła pozostać wszystko znów będzie, jak dawniéj, dobrze i szczęśliwie. Kto wié? Jeżeli powiedzie się jéj w zawodzie nauczycielskim, może wkrótce zrzuci on z siebie liberyą hotelu Wszech-Krajów i zamieszkają razem...
Młoda dziewczyna spostrzegła radość jego i zarumieniła się naprzód gwałtownie, a potém zesztywniała bardziéj jeszcze. Daremne różnemi sposoby starał się wyzwać ją na szczerą, poufałą rozmowę i na téj drodze przygotować sobie możność zupełnego z nią pojednania. Milczała, sztywna wciąż i zimna, wymawiając krótkie zaledwie wyrazy, a szklistém okiem patrząc nie na niego, lecz w przestrzeń. I wtedy dopiéro, gdy w sieni rozległ się głos pana Leonida Igorowicza, wołający szwajcara, i gdy Otocki wstał