Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 214.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   206   —

Na parę godzin przed odejściem na północ pociągu kolei żelaznéj, pan Marceli, który po raz piérwszy odkąd zostawał w służbie rządowéj, dnia tego do biura nie poszedł, zawołał syna do małéj sypialni i, oddając mu paczkę asygnat, mówić zaczął:
— Oto wszystko, mój Julku, co mogliśmy zrobić dla ciebie. Oddaliśmy cię do szkół i po groszu zebraliśmy sumkę, któréj połowę daję ci teraz, a połowę chowam u siebie na piérwsze zapotrzebowanie twoje. Jest to bardzo mało, ale w naszém położeniu... wiész...
Zatrzymał się, pomyślał trochę i mówił daléj:
— Posyłałem cię do szkół i posyłam teraz do uniwersytetu, dlatego, że doświadczyłem, jak źle jest żyć, nie mając możności dążenia do wyższéj karyery, do lepszego i łatwiejszego bytu. Ja téj możności nie miałem i dlatego jestem, czém byłem, i będę, czém jestem... a to ciężko. Jednak...
Zawahał się i po chwili dopiéro kończył:
— Jednak, być może, że byłem do czegoś więcéj zdolny; że za młodu miałem więcéj, niż teraz, myśli w głowie, bystrzejsze pojęcie, więcéj siły i ochoty do wszystkiego. Ale uzdolnienie, które otrzymałem, i okoliczności, które mi w drodze stanęły...
Tu wstał, wyprostował się, zgasłe oczy jego błysnęły.
— O! te okoliczności — zawołał pełnym i dźwięcznym głosem — one-to mi najbardziéj stanęły na