Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   197   —

by mu surowe wyrazy, do niéj skierowane, przez usta przejść nie mogły. Natomiast wpatrzył się w nią znowu bystro i mówił:
— Jesteś sierotą, bo choć masz mnie, cóż ja? tyle tylko, że cię żywić i jaką-taką edukacyą dawać ci mogę. Wielu téż rzeczy i fizycznie, i moralnie, braknąć ci musi. Dlatego, dziecko moje, udawaj się jak najczęściéj do Ojca sierot wszystkich... módl się...
Tu urwał nagle, bo po drobnych ustach dziewczyny przeleciał szybko powstrzymywany uśmiech. Zerwał się z krzesła, otworzył usta, jakby dla wypowiedzenia gwałtownego jakiegoś słowa; lecz, powściągając się, podniósł w górę ramiona i drżącemi rękoma zaczął poprawiać, zwiększać i umniejszać płomyk gazowy. Walczył widocznie z gniewném uniesieniem, od którego pierś mu dyszała mocno, a srebrne guziki granatowego surduta podnosiły się i opadały szybko. Nie; z dzieckiem „biednego Romka“, z tą jedyną gwiazdą oczu swoich, obejść się źle nie mógł, nie chciał... To téż zaprzestał roboty około gazowego różka i usiadł na stołku swym; wtedy dopiéro, gdy się uspokoił nieco, targając z lekka wąsa, głosem, w którym drżał z razu tłumiony jeszcze gniew, a który potém stawał się monotonnym i gderliwym, upominać ją zaczął o zapominanie modlitwy, o tracenie wiary religijnéj, o czytanie złych książek, które dzieciom przewracają w głowach... Ona słuchała w milczeniu, w zwyczajnéj sobie zadumanéj postawie, cierpliwie