Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   192   —

twarzy, która dotąd same tylko dla niego miała uśmiechy, bolesne wzruszenie, w milczeniu już pocałował ją w rękę, wziął czapkę ze srebrną gwiazdką i wyszedł na miasto. Skierował się wprost ku hotelowi Wszech-Krajów i po chwili wchodził do oszklonéj izdebki szwajcara.
Otocki, podnosząc głowę z nad ksiąg rachunkowych, uprzejmie, lecz z pewnym odcieniem trwogi, powitał przybyłego.
— Gość z pana rzadki. Czy tam czasem, broń Boże, co z Lusią...
— Właściwie, — siadając na stołku, zaczął pan Marceli — właściwie nic nowego, ale... ale chciałem zapytać pana, czyś pan nie zauważał we wnuczce swéj i w synie moim także czegoś... czegoś... czy ja wiem? Ja, panie, bardzo jestem zajęty, trochę zmęczony i rzadko bywam w domu. Nie wiem, co to jest i dlaczego, ale jakoś oni nie są tak, jak być powinni. Niby chorzy... smutni czegoś ciągle i wyglądają tak, jakby nie dziećmi byli...
Umilkł. Otocki patrzył na niego wzrokiem pojętnym i bardzo smutnym.
— Nie powiedziałeś mi pan nic nowego — zaczął po chwili — syna pana znam niewiele; ale Lusia... złota dziewczynka moja... biedna!...
— Dlaczego? — z niejaką żywością zapytał pan Marceli.