Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   187   —

jakąś gwiazdę wielką, mówi: „spłoniesz w niéj, lecz świat zbawisz!“
Nazajutrz jednak zasiadali przy tapczaniku swym, niespokojni znowu, i z pewnym wstydem podnosili na siebie nieśmiałe oczy.
— Wiész? — zaczynał chłopiec — rozmyśliłem się; być może, żem się wczoraj mylił...
A ona odpowiadała z cicha:
— Ja nie wiem; wczoraj zdawało mi się, że najszczęśliwszą była-bym, gdybym kogoś, lub coś, bardzo mocno kochała i gdybym umrzéć mogła za szczęście i dobro ludzkie. Ale dziś... myślę, że chcę czegoś więcéj, niż kochania, i że... oddawanie się na męczeństwo jest, jak tyle innych rzeczy, skutkiem — przesądów.
Chmurnie i w milczeniu patrzali na szpargały swe i świstki po tapczanie rozrzucone. Julek zrywał się z nizkiego siedzenia swego i ruchem, do którego od dzieciństwa był nawykł, obu dłońmi strzępiąc i w górę podnosząc gęste swe ciemne włosy, wołał:
— Jednakże dlaczego to tak? Dlaczego my, ja i ty, tak bardzo pragniemy tego, o co inni nie dbają? szukamy tego, o czém inni ani myślą?... dlaczego nie żyjemy sobie tak, jak inni? Mój Boże! ten piękny Jaś, naprzykład, koleżka mój, trefi sobie wąsiki, zapieka włosy u fryzjera, umizga się do panienek, tańczy na wieczorkach i — szczęśliwy! Ani dba o to, jak