Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   183   —

ły obficie i ze stron różnych. Kiedy Julek wracał ze szkoły, Lusia, piérwéj nieco od niego przybywająca do domu, zrywała się z siedzenia, z żywością ruchów, zupełnie u niéj niezwykłych, podbiegała ku niemu i z cicha, lecz żywo, pytała:
— Cóż? jest co? przyniosłeś?
Jeżeli odpowiedź była twierdzącą, oboje przez resztę dnia zdradzali się ze szczególném u nich, gorączkowém nieco, ożywieniem: mówili więcéj, niż kiedy; w obecności pani Anieli dawali sobie oczyma znaki porozumiewania; a wieczorem, w sinéj izdebce, przy okrągłym stole siedząc, uczyli się z roztargnieniem i trudnością widoczną. Kiedy nakoniec pan Marceli wrócił z biura, głos pani Anieli, czytającéj gazetę, przebrzmiał, a natomiast rozległy się głośne oddechy dwóch głęboko uśpionych osób; Lusia zrywała się z pościeli, w białéj odzieży, niedbale zarzuconéj na szczupłe ramiona, bosemi najczęściéj stopy, cicho, jak mała kotka, przebiegała bawialnią, wsuwała się do kuchenki i starannie, bez najlżejszego szelestu, drzwi za sobą zamykała.
— Śpią już? — zapytywał Julek.
— Aż chrapią! — z cichym chichotem odpowiadała dziewczyna.
Wtedy zrzucał on z tapczanika szczupłą swą pościel, stawiał na nim zapaloną lampkę, i ze staréj, małéj skrzynki, od któréj klucz nosił przy sobie, wydobywał podarte najczęściéj książki, zszarzane bro-