Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 047.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   39   —

Andrzéj Rębski stał chwilę przy drzwiach, zdziwiony czémś widocznie.
— Cóż to dziś za illuminacya i feta u jejmości — zaczął — stearynowe świece w srebrzystych lichtarzach płoną... samowar kipi...
Nagle zamilkł i wlepił wzrok w Milorda, jakby w téj chwili obecność jego spostrzegał.
— A! — zawołał — pana i dobrodzieja mego... witam! szacunek mój składam, do nóżek ścielę się! Prawda! toć to ekwipaż przed drzwiami stoi ze stangretem, latarniami, psami i różnemi bombartami! Powinienem był domyślić się, jakiego-to gościa imć pani Apolonia u siebie przyjmuje. Ale ja, prosty człek, około świetności tych przeszedłem, nie myśląc nad tém, kogo-to one po tym padole płaczu wożą! Pan dobrodziéj już ucieka?
Ostatnie wyrazy spowodowały poruszenie Milorda, szybko i z zasępioną nagle twarzą zmierzającego do drzwi. Nie mógł jednak ominąć gościa matki swéj, który stał przed samym progiem i rękę do niego na powitanie wyciągał.
— Niechże mam szczęście uścisnąć dłoń pana dobrodziéja! — mówił, kłaniając się.
Nagle cofnął rękę i zawołał:
— O! białe rękawiczki, a łapa moja mokra od deszczu i otarta o tę załojoną latarkę... Czy to teraz modnie wieczorami białe rękawiczki przywdziewać?