Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

Mówił to z obojętnością wyniosłą, ale... mówił nieprawdę. Nazwizka swego wstydził się i za arystokracyą przepadał. To téż z kartami owemi wizytowemi radził sobie w sposób najrozmaitszy, ażeby tylko trywialność wyrytego na nich nazwiska zamaskować. Pomagało mu w tém trochę imię, które nosił. Imię to było Rajmund, brzmiało zatém dość dźwięcznie i zupełnie niepospolicie.
Rozkazał sobie tedy raz sporządzić karty wizytowe tak duże, jak ćwiartka listowego papieru, a śród téj pustyni welinu wylitografować: „Rajmund Dyrko” literkami tak drobnemi, że wyczytać je można było chyba z pomocą szkieł powiększających. Innym razem zmieniała się proporcya rzeczy, kartki były malutkie, a litery bardzo duże. Bywały one, kartki te, białe, szare, koloru drzewa, bledziutko-różowe i inne. Stało na nich raz: „Rajmund Dyrko”, innym razem „Rajmond Dyrko”, albo jeszcze „Raymond de Dyrko”.
W pewnym roku karty wizytowe milorda sprawiły nawet w mieście głęboką emocyą. Znajdował się na nich dyabeł, czarny jak noc, z różkami, kopytkami i wszelkiemi innemi przynależnościami, a na rozwianéj przepasce swéj niosący imię i nazwisko posiadacza swego.
Wszystkie zgryzoty te i kłopoty trwały przecież niezbyt długo, dopóty tylko, dopóki milord nie zajaśniał pełnią blasku swego. Gdy zajaśniał, zachwycił się tak świetnością swoją, że i nazwisko jego wyda-