Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 618.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

założył je sobie na szyję i rozpinać począł naszyjnik swój z rubinów, szmaragdów i srebra. Rozpiął go, zdjął i w obu rękach trzymał przed sobą, a z-za téj sieci błyszczących sznurów błyskały czarne źrenice jego, nabrzmiewające znowu wielkiemi łzami.
— Żegnaj mi, silny Samsonie, mężu wielki!...
W tém podniósł powieki, i ręce, trzymające naszyjnik, opadły mu na kolana. Ujrzał przed sobą widok, o którym nie wiedział z razu, co oznaczał. Naprzeciw niego mroczna głębina izby usianą była sześciu parami żywo połyskujących punkcików. Punkciki te były oczyma ludzkiemi i połyskiwały z różnéj wysokości i w różnéj od siebie odległości, ale ludzkie postacie, do których one należały, całkiem się kryły w cieniu. Wszystkie te sześć par oczu tkwiły w twarzy Szymszela, a wyrażały podziw, zachwyt, radosne zdumienie. W chwili, gdy opuścił na kolana ręce z naszyjnikiem, punkciki te czarne, błękitne, szare, lecz wszystkie rozpalone błyszczącą iskrą, poczęły posuwać się ku niemu, w górze zaś, najwyżéj, dojrzał jeszcze dwa inne światełka, złote całkiem, podobne do dwóch dukatów, a z miejsca, w którém świeciły, wychodziło monotonne, głośne mruczenie.
Był to kot bury, który siedział w wysokim otworze pieca, patrzył na pana domu i mruczał. Poniżéj znajdowała się cała gromadka rodzinna, uśpiona w chwili przybycia Szymszela, lecz która się potém obudziła i, siedząc na ziemi, każde na tém miejscu, na