Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 522.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

néj pozie, rozrumieniony trunkiem, a może i przedmiotem rozmowy, wciąż ją w rękę całował, a w oczy jéj zaglądał, bił się w piersi, oczy ku sufitowi wznosił i wzdychał...
Panny Teodory nie było, ani w bawialni, ani w sypialni, ani w kuchni. Piérwszy zapewne raz w życiu swojém nie najrzała ona sprzątania naczyń stołowych, nie schowała resztek z obiadu pozostałych, nie utraktowała dzieci przysmakami, dla nich umyślnie przechowanemi. Nie; nie uczyniła dziś tego wszystkiego przez zapomnienie, a może i umyślnie. Myślała zapewne, że dzień ten był świętem jéj, uroczystém świętem, i że ma prawo poświęcić go tylko saméj sobie. Kiedy, wracając do domu, przechodziłam przez dziedziniec, zobaczyłam ją siedzącą w ogródku, w altance z chmielu. Spełniała więc programat, z którym mi się wczoraj zwierzyła. Siedziała samotnie, w miejscu, które przypominało jéj piérwsze otrzymane wyznanie miłości i oczekiwała drugiego.
Godzina minęła; przerwawszy sobie zajęcie jakiéś, spójrzałam przez okno. W altance, pomiędzy gęsto już bujającą jasną zielonością chmielu, migotała brudna zieleń bareżowéj sukni i z lekka kołysała się w zadumie głowa, niepomiernie zolbrzymiona starganemi i spiętrzonemi lokami.
W godzinę jeszcze potém, szeroki promień zachodzącego słońca oblał altankę i rozświecił jéj głębią, a w różowém świetle tém ukazała się wyraźnie sie-