Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 405.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

braj, nie potrzebujesz... sytą już będziesz i odzianą. Siedź tu. Możesz bezpiecznie siedziéć, bo obcy nikt tu nie przyjdzie... i złodziéj nie przyjdzie... pocóż-by? przypatruj się ptaszkowi, nazywa się on kanarek. Darowała mi go ostatnia uczenica moja, bom się do niego bardzo przywiązała... cóż robić? trzeba się choć do ptaka przywiązać! Zresztą, połóż się sobie i zaśnij, a przed wieczorem ja wrócę...
Ostatnie wyrazy mówiąc, wkładała stare swe, sukienne okrycie i kapelusik z kwiatem, tak bladym i zmiętym, jak była twarz jéj. W téj chwili zresztą, po długiéj rozmowie z dzieckiem, twarz ta, delikatna i drobna, wyglądała bardziéj jeszcze postarzałą i zmęczoną, niż wprzódy.
Wyszła. Julianka, zostawszy sama, zaczęła od przypatrywania się ptaszkowi, i nietylko przypatrywała się mu, ale i słuchała jego śpiewu. Potém, podnosząc wciąż głowę, aby kanarkowi się przyglądać, zaczęła wyśpiewywać sama, i duet ten, złożony ze śpiewu ptaka i dziecka, trwał póty, aż dziecko zmęczyło się, i poważnie, a nieśmiało trochę chodzić zaczęło dokoła pokoju, oglądając wszystkie kąty jego i sprzęty.
Te ostatnie nie miały w sobie nic nadzwyczajnego; Julianka jednak znalazła pomiędzy niemi takie, które napełniały ją zdziwieniem. Nędzną, kanapkę oglądała długo i ze stron wszystkich, dotknęła z kolei kilku książek, leżących na stole, a spróbowawszy pociągnąć ku sobie znajdującą się w nim szufladę,