Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 360.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sem to i gburzyska, te lokaje albo kucharki, łają mię i odpędzają, krzycząc na mnie: żebraczka!... Kto-by się był tego spodziewał!
Szklisto-błękitne oczy jéj z za szkarłatnych powiek spojrzały kędyś daleko, daleko w przestrzeń.
— Żebraczka! żebraczka! a jaka to ja żebraczka jestem! alboż nie pracuję? albo to moje roboty nie piękniejsze od tych, co po sklepach na wystawach wiszą? Serwety, kołdry, antolarze, patarafki robię i robić będą, dopóki oczy nie uciekną... ot już, gdy uciekną...
Głowa jéj zatrzęsła się znowu tak, jakby się czegoś bardzo nagle przelękła, a zmarszczki na czole rozbiegły się w różne kierunki w wielkim niby popłochu.
Podniosła chustkę swą, która z ramion dziecka upadła całkiem na ziemię i, zarzuciwszy ją sobie na plecy, głowę okryła czarnym kapturkiem.
— Teraz, — mówiła, — idź ty sobie na dziedziniec: Ja iść muszę na miasto i drzwi zamknę. Nad wieczór możesz przyjść znowu do mnie. Mleka napijesz się i przenocujesz. Obiadu ja w domu nie jadam, bo ot, widzisz, że piec rozwalił się i zapalić w nim nie można. Chodzę sobie tedy do jednéj kobieciny poczciwéj, która kominek ma. Ja daję parę groszy, ona daje parę groszy, i przystawiamy sobie do ognia garnuszek z krupnikiem albo z ziemniakami. Kiedy roboty mam dużo, siedzę w domu i jem na obiad obwarzanki, rozmoczone w wodzie... Kto-by się był spo-