Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 318.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziecko. — I z uśmiechem dodała zaraz: — Ale to przejdzie!
Po raz piérwszy ośmieliłam się dotknąć osobistych spraw jéj i uczuć.
— Czy nie czujesz w sobie goryczy... urazy? — z wahaniem zapytałam.
Wpatrzyła się we mnie zdumioném spojrzeniem.
— Urazy? — zapytała — do kogo? Alboż ktokolwiek przeciwko mnie zawinił? Alboż ludzie winni temu, że jestem taką, jaką jestem? Gdyby oni stwarzali mię, ulitowali-by się pewno i nie zaopatrzyli-by mię na drogę życia w niepotrzebne dla niéj rzeczy. Ale oni mnie nie stwarzali...
W téj chwili zawołano ją do bałamuta. Wstała. Zatrzymałam ją i zapytałam:
— Pocóż zadajesz sobie przymus ten nieprodukcyjny?
— Wszystko jedno! — odpowiedziała prędko i z drgnieniem brwi. — Wszystko jedno!...
Zaledwie bałamut rozpoczął się, wszedł pan Adam. Zauważyłam, że i on także dnia tego wyglądał nie zupełnie tak, jak zawsze. Bywają już dnie takie, w których człowiekowi, niewiadomo dlaczego, wszystko trudniéj, boleśniéj, burzliwiéj niż zwykle.
Powitali się z Felicyą z uderzającym chłodem i niezwyczajną ceremonialnością. Pomyślałam sobie, że gdy płomień rozszerza się i wzdyma, pomiędzy nim a sobą stawimy zasłony. Po kilku jednak mi-