Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 305.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mniéj myślenia jéj o wiosce rodzinnéj, nic wcale nie przerwało, mówić zaczęła:
— Rosła tam grupa bardzo starych olch, wśród których w letnie południe było tak cicho, jak pod samém niebem. Tylko te żółte wilgi gwizdały. I teraz jeszcze, kiedy zamknę oczy, widzę czasem pod powieką starą, krzywą olchę, i zdaje mi się, że słyszę gwizdanie wilgi... Czy pani doświadczasz kiedy hallunacyi takich? Ja bardzo często, najczęściéj wtedy, kiedy jestem zmęczoną. Dość mi zamknąć powieki, aby przesuwały się przede mną różne obrazy i twarze... prędko, prędko zjawiają się i nikną, ale czasem twarz jakaś zjawi się tak wyraźnie, stoi przede mną tak długo...
W salonie robiło się szaro i cicho. Przy preferansowym stoliku gospodarz domu i matka jego usnęli, a raczéj zadrzemali, na tych samych krzesłach i w tych samych prawie postawach, w jakich grali w preferansa. Staruszka trzymała nawet jeszcze rozpostarte w wachlarz karty, które jednak stopniowo wypadały z jéj palców. Karty pana Józefa rozsypały się już dawno na kolana jego i podłogę, chrapał z lekka. Pani Skwierska i gimnazyaści zniknęli, a po kątach salonu słychać było przytłumione szepty. Ciotka i wuj szeptali pomiędzy sobą o dobrych, dawnych czasach; panna Michalina i pan Okimski o tém, co kawalera, który minął już czterdziestkę, swata i żeni: serce, ludzie czy dyabeł? Panna Emilia i pan