Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 231.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w zgryzotach takich i troskach myśléć jeszcze o dwóch kobietach, które-by już teraz nie miały jak, ani przyjąć ich, ani ugościć, ani przyzwoitych stosunków z nimi utrzymać.
Umilkła na chwilę, żółta twarz jéj na-pół boleśnie, na-pół uroczyście trzęsła się nad ubraną w biały kaftan drewnianą postacią. Po chwili wzniosła znowu w górę wskazujący palec i rzekła:
— Róziu, to bracia nasi! myśmy wygnanki z ich koła, ale cały szacunek nasz i całe nasze przywiązanie... to... to... to...
Nie dokończyła. Zwiędłe wargi jéj drgnęły i drgały długo, niby wątłe liście, wstrząsane powiewem uczucia, żyjącego w téj staréj, suchéj piersi.
I gdy, nakształt chylących się posągów, skłoniła się na poduszki i głowę swą na nich złożyła, kilka razy jeszcze w ciemnym pokoju zaszemrały przeciągłe jéj westchnienia.
— Och, och, och! och, och, och!...




Parę miesięcy minęło. W przedpołudniowéj porze dnia jesiennego, Rozalia, z żywszemi jeszcze niż zwykle rumieńcami na okrągłych policzkach, uśmiechnięta cała i zdyszana, wpadła do mieszkania Żyrewiczowéj.