Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rok cały ani do gęby nie wzięłam i już po wszystkiém... i jeszcze gorzéj... Oj! Marcysiu ty moja... doniu moja! nie gniewaj się ty na mnie... w sercu mnie robak toczył, a w głowie smutne pieśni szumiały... czarna, jak ta nocka jesienna, była dola moja...
Dziewczynie jęknęło coś w piersi i załkało, łagodne, blade jak płótno, usta jéj drgnęły gorzkim, rozpacznym uśmiechem. Odwróciła się od matki, i z załamanemi rękoma zaczęła chodzić po chacie, wołając:
— Biedny mój Władek! biedny, biedny mój Władek!
Strumień łez rzucił się jéj z oczu, a piersi zdawało się, że pękną wnet od łkania.
Obecni poglądali na siebie ze zdziwieniem i napoły z litością, napoły z szyderstwem.
— Ot rozkochała się! — wyrzekła głośno rozczochrana dziewczyna.
— Biedactwo! — westchnęła mleczarka.
— A jak to wygląda, — zauważył jeden z mężczyzn, — gdyby topielica!
Usłyszawszy ostatni wyraz, Marcysia stanęła i wpatrzyła się znowu w matkę. Coś się jéj przypomniało, coś w głowie jéj zaszumiało, bo, ze wzrokiem szklistym, machinalnie, monotonnym głosem, mówić zaczęła:
— Topielice na dnie wody spokojnie sobie leżą... w pachnące ziele owinięte, złotym piaskiem przysypane.
Podniosła ręce do głowy i rzuciła się ku drzwiom.