Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha! ze mną! — rzekł z ponurém szyderstwem i zamilkł.
Milczeli oboje długo. Dziewczyna spytała piérwsza:
— Władek! czegoś ty raptem zrobił się... taki jakiś?
Nie odpowiadał chwilę.
— No, — zaczął potém, — widzisz! człowiek to zawsze tak! Dopóki coś strasznego daleko jest, to niby nic, a jak zbliża się, to trwoga i desperacya zdejmuje... Dziś zrana, ja był wesoły jak w raju, a teraz... ot, wolał-bym, żeby to jeszcze za dziesiątym mostem było!
— Co? — zapytała.
— Na co ci to wiedziéć, — ofuknął popędliwie, — milcz i nie pytaj... Kiedy uda się, przyjdę tu, zabiorę ciebie i pojedziem razem na skraj świata, a kiedy nie uda się, to... tyle mnie oczy twoje widziéć będą! Już tak! Król albo Cygan! nie czekać mi dłużéj na szczęście, tylko iść i samemu brać, a jeżeli nie da się wziąć, buch w niedolę czarną! jak kamień w wodę!
Osłupiała ze zdziwienia; słuchała urywanych słów jego, nic a nic ich nie rozumiejąc. Trwoga nieokreślona ścisnęła snadź jéj serce, bo znowu zarzuciła ramiona na szyję towarzysza i usiłowała śród ciemności spojrzéć mu w twarz. Zobaczyła, że rysy jego sztywne były, a spuszczone oczy nieruchomém wejrze-