Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oj Bożeż ty, mój Boże! — szeptała, — nie przyszedł! nie przyszedł! taki nie przyszedł!
U szczytu już prawie góry zaskoczyła jéj drogę męzka jakaś postać i w mgnieniu oka otoczyła ją ramionami.
Dziewczyna zaszamotała się i krzyknęła:
— Puśćcie mnie! czego wy chcecie ode mnie! puśćcie!
— Oho! — odparł młody syn ogrodnika, — że nie puszczę teraz, to nie puszczę! Nie na toś ty taka śliczna, żeby...
Nie skończył, bo ramię jakieś silne i rozgniewane pochwyciło go za odzież i odtrąciło daleko.
— Władek! — zawołała dziewczyna.
— Cicho! — odpowiedział, — nie krzycz! chodź!
Wziął ją za rękę i prowadził ku jarowi, w którego głębi zniknęli oboje.
Syn ogrodnika tymczasem zapukał z lekka do oświetlonego okienka chaty.
— Mam interes do pani Wierzbowéj, — zawołał.
— Proszę wejść! — odpowiedziała.
Wszedł, usiadł obok staréj na ławie i zaczął jéj o czémś szeptać tajemniczo i długo. Parę razy schylił się i pocałował ją w ramię. O coś prosił, coś obiecywał... Wierzbowa wstrząsała głową żartobliwie niby i pobłażliwie, uśmiechała się, to znowu gniewała się jakby i groziła...
W téjże chwili, w jarze, pod wierzbami, w grubym