Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tak silnie, a usta uśmiechały się z takim miękkim smutkiem, że dziecko piersiami do piersi, a ustami do ust jéj przylgnęło, i wybuchnęło głośnym, rzewnym płaczem.



W środku miasta, przy jednéj z większych ulic, znajdowała się cukiernia, przed któréj wystawą Władek i Marcysia zatrzymywali się często, w czasie wspólnych wycieczek swych na miasto. Władek przecież z nieśmiałością zawsze i przeróżnemi ostrożnościami zbliżał się do nizkiego, szerokiego okna, za którém błyszczały i wabiły go pozłociste bombonierki, cukrowe lalki i rozkwitłe w wazonach kwiaty.
— Cyt, — mówił do Marcysi, kładąc palec na ustach, — żeby tylko stryj nie zobaczył, bo zaraz kułakiem w plecy da i do chaty popędzi!
Jakoż zdarzało się, że gdy, zapatrzony w cukierki i papierowe cacka, i przyczepiony u ramy okna w celu zobaczenia ponsowych firanek i sprzętów, zdobiących wnętrze cukierni, zapomniał na chwilę o zwykłéj ostrożności, z bramy sąsiedniéj wychodził wysoki, poważny człowiek, w dostatniém, choć z mieszczańska przykrojoném odzieniu, i spostrzegłszy go, smutnie i gniewnie wstrząsać głową zaczynał. Czasem wołał:
— Władek, Władek! a czy ty znowu po mieście włóczysz się i w cudze okna zaglądasz!
Wtedy chłopak, usłyszawszy głos jego, odpadał od