Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niemi w ogniu całe, za niemi ściana jaru wznosiła się, jak gorąco-różowa skała, w wierzbach i głogach ogłuszająco śpiewały ptaki, mgły sinéj nie pozostało już ani śladu, tylko powietrze przejęte było jeszcze chłodną wilgocią nocy i niziny.
Władek spojrzał w górę.
— Ot i dzień! — wyrzekł — tam, het precz z tego lasu, co naprzeciw miasta stoi, słońce wyszło!
— Czy słońce z lasu wychodzi? — zapytała Marcysia.
— Z lasu — odpowiedział poważnie — tam, naprzeciw miasta, het precz za polami, jest taki las, z którego słońce codzień wychodzi.
— A potém co?
— Potém? czyż nie widzisz co? świeci na niebie.
— A potém?
— Potém... no, zachodzi za miasto, zachodzi... zachodzi... i niknie. Jak zniknie, to wtedy noc robi się...
Dziewczynka zamyśliła się i po chwili zapytała znowu:
— A czy ty wiész, dokąd ono idzie?
— Kto? słońce? dokąd-że iść ma? pod ziemię sobie idzie i śpi.
— Aha! — tonem tryumfu ciągnęła Marcysia — ale czy ty wiész, jak słońce śpi?
— A jak ono ma spać? — odpowiedział — zwyczajnie... oczy zamknie i śpi.