Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 628.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi, zdumieniem rozszerzonemi oczyma, poczém wymawiała z cicha: nie rozumiem! i najlżejszego nie zadając sobie trudu, aby zrozumiéć, oddalała się od niepojętéj dla siebie zagadki, ze smętnym uśmiechem na ustach i wzgardliwém wzruszeniem ramion.
I teraz także rzekła po chwilowém milczeniu:
— Nie przekonałeś mię pan wcale. Żaden z tych celów życia, które mi pan przedstawiłeś, nie jest dla mnie stosownym ani możliwym. Zbieranie pieniędzy i zakładanie szkółek dla chłopskich dzieci nie może przynieść mi żadnéj ulgi ani przyjemności. Potrzeba mi czegoś więcéj — przywiązania jakiegoś, wielkiéj czyjéj przyjaźni, zupełnego podziału z kimś uczuć moich... ale niestety! samotną i smutną byłam zawsze, samotną i smutną żyć mi i umrzéć przyjdzie!
— Nie pojmuję jednak — dodała z nowym wybuchem, — za co jestem tak nieszczęśliwą! O ile wiem, nie uczyniłam nigdy nic złego...
— Nie czynić dobrze, kiedy się ma możność po temu — rzekłem — jest to już czynić źle!
— Mój Boże! — odpowiedziała — alboż ludzie o wszystkiém wiedziéć mogą? Nie mam przecież kamiennego serca i wyświadczam cierpiącym, jakie mogę przysługi...
— Co znaczy — przerwałem — że obdarzasz pani hojnie trzy te kobiety, które tak często u pani widuję?
— Alboż nie są one bardzo biedne? — wymówiła z litością.