że zatém spodziewać się ona nie może więcéj, jak połowy dochodów tych, które Żmurowszczyzna dawała przed laty. Mówiąc to, złożyłem przed nią na stole całą pakę asygnat, wraz z rachunkami i sprawozdaniami oficyalistów i dzierżawców, od których pieniądze te otrzymałem.
Zarumieniła się lekko, nie dotknęła pieniędzy. Wiedziałem o tém z góry, że za nic w świecie nie dotknęła-by ich przy świadkach. Usiłowała nawet nie patrzéć na nie; na twarzy jéj przecież odmalował się przestrach widoczny, przez wiadomość o zmniejszonéj sumie dochodów sprawiony.
— Skoro pan mówisz mi o tém, — wyrzekła słabym głosem, — musi to być prawda... a jednak nie pojmuję, jakim sposobem dojść do tego mogło... Mój Boże! — dodała z wyrazem sztywnego przestrachu patrząc w przestrzeń, — cóż się ze mną teraz stanie!...
Nadaremnie tłómaczyłem jéj, że 8 lub 10 tysięcy rubli rocznego dochodu, które jéj pozostały, stanowiły majątek bardzo znaczny, wystarczający nietylko na dostatnie, ale na zbytkowne utrzymanie, i nietylko dla jednéj osoby, ale dla licznéj choć-by rodziny. Słuchała mię, z powątpiewaniem wstrząsając głową.
— Pan nie znasz całéj okropności położenia mego, — szeptała.
— Chciej-że mi pani powiedziéć wszystko, — prosiłem.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 612.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.