Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 395.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zkie prawdy, ale nęcące go, nakształt owych nieznanych, szerokich, jasnych krain, o których marzył, leżąc za ścianami brudnego miasteczka, wśród nagiego pola, i płacząc z pracującéj w nim, tajemniczéj tęsknoty. Kiedym przestał mówić, milczał jeszcze chwilę i oddychał prędko. Potém uczynił ręką giest gniewu i zniechęcenia. — Pal ich dyabeł! — zawołał rubasznie, — tych wszystkich mądrych ludzi, którzy tak dobrze trzymają w garści sznury od swych huśtawek! Mnie téj mądrości nikt nie nauczył! Leciałem, gdzie wiatr niósł, i spadłem na złamanie karku!
Wyrazy jego tchnęły grubijańskim obyczajem miejsc, w których pędził niezajętą, wrażeń i ruchu spragnioną, młodość swą; lecz jakże wielką wypowiadał niemi prawdę! Nie posiadł, nie dano mu wielkiéj nauki trzymania w silnéj dłoni wodzy życia i czynów, leciał tam, dokąd niósł go wicher nieokiełzanych niczém i ku żadnemu wyraźnemu celowi nie skierowanych namiętności!
— Zaciągałem długi, — mówił daléj, — żydzi, oficyaliści, towarzysze zabaw moich u Burakiewicza, pożyczali mi pieniędzy, pewni, że zwrócone im one będą przez mego ojca. Ukrywało się to jakoś z rok, czy więcéj; ale potém ojciec dowiedział się o tém, długi zapłacił, ale krzyku na mnie wielkiego narobił. Pół dnia gadał mi o tém, że mu wstyd czynię, że jestem wyrodném dzieckiem, głupcem, łotrem, że odtąd ani grosza już nie zapłaci nikomu, jeśli-bym