Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 338.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśl jego, usiadłem z dala przy biurku mojém, i smutny sam, gniewny, rozstrojony, zatopiłem się w pilnéj jakiéjś i pochłaniającéj robocie. Nad wieczór dopiéro, Żminda podniósł głowę, a zwracając ku mnie twarz, niespodzianie zapytał:
— Czy téż pan dobrodziéj pamięta moję małą Salusię?
A gdy odpowiedziałem twierdząco, dodał ciszéj:
— Ze szkarlatyny umarła!
Milczał jeszcze minut parę, potém, zniżonym, monotonnym głosem i nadzwyczaj powoli, mówił znowu:
— Widzi pan, ja te pieniądze zaczynałem był zbierać na posag dla niéj... niemłodym już będąc, myślałem sobie: może mię wkrótce nie stanie na świecie, niech dziecko ma przynajmniéj grosz jaki! Ot! ja, żyję, a jéj nie stało... Córki niéma i... nic niéma!
Wymówiwszy ostatnie wyrazy, podniósł się z siedzenia i wziął z krzesła wyszarzaną czapkę swą ze srebrną gwiazdką.
— Trzeba iść, — rzekł, — brat czeka tam na mnie w zajeździe... Trzeba mu to powiedziéć... może i tak przyjmie mnie do chaty, a może nie... Wola Bozka!
Kiedy wyciągnął do mnie rękę na pożegnanie, wcisnąłem mu w dłoń asygnatę dość znacznéj wartości, z wewnętrzną obawą, że może przyjąć jéj nie zechce. Przyjął jednak.