Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 321.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to skutek innego, niż przed kilku miesiącami, otoczenia, w jakiém go ujrzałem, czy w ogrodzie Przyborskiego upalne słońce i świeża zieleń drzew korzystniéj oświetlały steraną tę postać, niż białe, monotonne światło dnia zimowego, w którém nurzał się mój gabinet; ale Piotr Żminda wydał mi się przez czas ten krótki mocno zmienionym. Starcem wydawał się już wtedy, ale dość silnym jeszcze, spokojnym na umyśle, przytomnym, do pracy, pomimo lekkiego drżenia rąk, zdolnym. Teraz ogarniać go już wyraźnie zaczynała zgrzybiałość. Nietylko ręce, ale i głowa jego poruszała się ustawiczném drżeniem, a usta na-pół otwarte, i nieruchome, senne źrenice oblekały mu twarz wyrazem idyotycznego niemal osłupienia.
Patrzał na mnie długo, uporczywie, a piérwszemi słowami, które wymówił, było pytanie:
— Czy pamięta pan dobrodziéj naszę drogę pocztową? Dawne czasy!
Widok mój przywoływał mu snadź zawszą przed wyobraźnią najlepsze, najdroższe, niezapomniane nigdy, wspomnienia przeszłości.
Westchnął, głowa zatrzęsła się mu silniéj i widoczniéj, potém powoli bardzo i z wielką trudnością mówić zaczął:
— Ja do pana dobrodzieja przyjechałem z prośbą... po dawnéj znajomości... Pan dobrodziéj wié pewno o tém, że panu Przyborskiemu sprzedają ma-