Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 270.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

błękitném powietrzu powiewały żałobne chorągwie, brzmiały śpiewy jakieś, do przeciągłych łkań podobne, i po nad szmer wielu głosów słumionych wybijały się płacze głośne i zawodzące. Niebawem rozpoznałem wysoką postać mego ojca, stojącego z głową odkrytą, w pewném od tłumu oddaleniu, i dojrzałem migocącą na cienistym ganku jasną suknią młodziutkiéj siostry mojéj.
Powiedziałem woźnicy memu, aby pojechał wprost przed stacyą i, wyskoczywszy z bryczki, w mgnieniu oka znalazłem się u boku ojca mego, który, powściągając widocznie objawy radości, na widok mój doświadczonéj, powitał mię milczącém ściśnieniem ręki i cichemi słowy:
— Córka Żmindy, mała Salusia... umarła!
Zaledwie te słowa wymówionemi zostały, w drzwiach pocztowego budynku ukazała się, przez kilku ludzi niesiona, niewielka, błękitna trumna. Tuż za nią wyszła na ganek domu Emilia Żmindowa, w czarnéj sukni, z włosami rozpuszczonemi, z głową fantastycznie owiniętą w czarne krepy jakieś i woale. Twarz jéj była łzami zalana, ręce załamane. Rzucała się za trumną córki w konwulsyjnych ruchach i z dzikiemi okrzykami. Podnosiła oczy i ręce ku niebu, i szamotała się tak gwałtownie, że kilka kobiét, szlochających téż i lamentujących na całe gardło, powstrzymywać ją musiało. Za tłumem tym dopiéro, miotającym się i wrzaskliwym, w drzwiach sieni ukazał