Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych ludzi, że wysokie domy i pałace, co tam jeden obok drugiego stoją, jeszcze ich wszystkich pomieścić nie mogą i zostawiają wielu nieszczęśliwych na bruku ulic, pod niebem gołém.
Słuchała mnie z wytężoną uwagą, oczy jéj spoczywały na mnie z wyrazem ciekawości, pierś podnosiła się powoli równym oddechem a na twarzy malowała najżywsza rozkosz, jakiéj doświadczyć mogła ta dusza, pragnąca wyrwać się z oków ciemnoty.
Gdy kończyłem opowiadanie moje, składała spokojnie głowę na mém ramieniu i cicho mówiła:
— Wy, paniczu, słowami prowadzicie mnie prosto do nieba. Jak słucham was, to mi się zdaje, że dla tego właśnie tak smutno mi całe życie było, że nikt nie potrafił mówić do mnie tak, jak wy mówicie. Waszych słów i waszego głosu słuchała-bym, dnie i tygodnie i rok i lata całe, słuchała-bym wiecznie, aż do śmierci a i po śmierci, żebyście usiedli na mojéj mogile i tak do mnie mówić zaczęli, to zdaje mi się, że z pod zielonéj trawy słuchała-bym was jeszcze i wolała-bym was słuchać, jak iść do nieba.
— Czemu ty, Ulano, nie nazywasz mnie po imieniu? — spytałem ją raz; — czy wiész, jak mi na imię?
— O wiem, wiem paniczu — odpowiedziała — słyszałam kilka razy, jak pan z zamku wołał was po imieniu. A piękneż, piękne wy macie imię, ja nie słyszałam nigdy takiego! U nas w wioskach nigdy