Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, że, z za chmur srebrzystych, patrzy na nas twarz matki Ulany i błaga mię o litość dla swego osieroconego dziecięcia.
Powiadają, że szczęśliwi godzin nie liczą; nie wiem, czy oboje z Ulaną byliśmy szczęśliwi w pełném znaczeniu tego wyrazu, sądzę nawet raczéj, że tak nie było, a jednak i szczęścia nie mało być w nas musiało, bo nie wiedzieliśmy, jaka była godzina, wczesna czy późna, przed czy popółnocna, gdyśmy wstali z ziemi rosą zwilżonéj i ręka w ręku wstąpiliśmy na szczyt pagórka. Na równinie szeroko legła biała mgła a za nią chaty i krzyże wioskowe, zdawały się płynąć w księżycowém świetle. Grusza, pod którą siedzieliśmy przed chwilą, trzęsła zwolna gałęźmi, zrzucając z liści deszcz nocnéj rosy, z drugiéj strony ciemną masą rysowały się na tle osrebrzonego powietrza mury fabryczne, gra świateł łamała je w fantastyczne kształty a u stóp ich szeroko, w dziwacznych zarysach, rozkładał się po oświetlonéj ziemi, padający od nich cień. Przede mną stała Ulana ze zwisłemi rękoma, z twarzą podniesioną ku niebu. Wiatr rozwiewał jéj włosy i niósł woń, od wplecionych w nie kwiatów; promienie oblewały jéj czoło, z pod którego oczy płonęły głębokim, złotawym żarem.
Czułem się pochłoniętym tą pięknością bez granic natury i tą bez granic miłością dziewczyny, która