Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coś, niby wspomnienie lat dziecinnych, niby żal nad tym bezdomnym, a tak bardzo kochającym ją starcem. Zbliżyła się zwolna i łagodniéjszym nieco, niż wprzódy, głosem, wymówiła:
— Dziadku!
Ale on usunął ją zimnym, rozkazującym gestem.
— Gotuj się do drogi! Jeżeli dobrowolnie jechać nie zechcesz, zawiozę cię przemocą. Długo byłem dla ciebie powolny i słaby. Od dziś znajdziesz we mnie nie starca niedołężnego, ale surowego sędziego i stróża.
Wziął ze stołu czapkę swą z galonem i, nie spojrzawszy już na nią, wyszedł.
W parę godzin późniéj, w mieszkaniu Ryżyńskich cicho było i ciemno, i tylko w kuchence, na starym tapczaniku, przy oknie, bez innego światła, nad parę smug księżycowych, wlokących się po brudnéj ścianie i podłodze, siedziało dwoje młodych ludzi. Lusia, z czołem opartém na dłoni, płakała cicho, ale głęboko i rzewnie; Julek mówił do niéj tym głosem surowym i ostrym, jakim przemawiać zwykł, gdy czuł się z niéj niezadowolonym i chciał wzmódz jéj energiją.
— Szkoda mi twoich pięknych oczu na łzy bez użytku. Co z płaczu? Dzieci tylko płaczą i niedołęgi. Ludzie nowi działają.
Podniosła na niego oczy, splotła ręce i zapytała:
— Cóż ja uczynię?
Wtedy on pochylił się ku niéj i gorętszym, bardziéj błagalnym, głosem, niżby to mistrzowi i bratu w idei przystało, zawołał:
— Razem, razem ze mną w świat, droga moja!...
Nie zdziwiła się. Sama może myślała już o tém nieraz. Tylko wyciągnęła rękę, wskazując na drzwi. Zrozumiał gest ten i, odpowiadając nań, zaczął: