Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z przechadzek tych Lusia wracała rozpromieniona, różowa, z żywością ruchów, nigdy przedtém u niéj nie widywaną. Czasem bez przyczyny ręce jéj drżały i gwałtowne rumieńce tryskały na twarz. Wyglądała tak zupełnie, jak wyglądają zazwyczaj dziewczyny zakochane. W całém téż szczupłém kole jéj znajomych szeptano, że zakochaną była w przystojnym tym chłopcu, który codziennie wyprowadzał ją na długie zamiejskie przechadzki. Ona jednak nie słyszała tego i, gdy był nieobecnym, myśląc o nim, widziała pod powiekami obraz jego, spowity w olśniewającą jasność i zawieszony pod samém gdzieś słońcem. Głośno i w myśli swéj nazywała go: mistrzem. Czasem, gdy była samotną, siadywała długo z zamkniętemi oczyma i w tył odrzuconą głową. Na tle żółtéj ściany, albo pstrego okrycia kanapy, blada jéj twarz zarysowywała się w liniach rozwiewnéj niemal delikatności i nieskończonéj słodyczy. Ciemne rzęsy jéj rzucały na przezroczyste policzki długie zadumane cienie, a drobne usta roztwierały się zachwyconym uśmiechem. Widywała wtedy rzeczy czarowne. Długim szeregiem ciągnęły podówczas ku niéj i otaczały ją postacie wspaniałe, w szatach z kryształu i srebra, z koronami z dyamentów lub płomiennemi zwojami u skroni.
Zkąd przybywały one?
Kędyś, kędyś, za gorzkiem morzem, za gęstym lasem, za grubym wałem chmur, za rzęsistym deszczem strzał, waży się na skrzydłach z błyskawic szereg ogromnych idei ludzkości. Aby dojść do nich i skrzydła ich o jeden cal choćby ku ziemi przybliżyć, trzeba rozbić chmury niewiedzy, zrąbać las przeszkód, wypić morze zwątpień, wziąć w siebie strzały bolów. Tu i owdzie znajdują się dość silni, dość mężni i dość wytrwali, aby to czynić, i są to