Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ga to była wędrówka. Na pierwsze i na drugie piętro wbiegły obie szybko i z łatwąścią przebywając trzecie, kobiéta zwolniła kroku; u początku czwartego dziecko stanęło zdyszane i zarumienione od zmęczenia.
— Co? już zmęczyłaś się! — zaśmiała się pani Aniela, — nie bardzo widać silną jesteś... mój Julek, jak był w twoim wieku, to dwieście razy na dzień wlatywał na te same wschody i zlatywał z nich. Chcesz odpocząć? E! niéma czasu odpoczywać! moi tam gdzieś bez obiadu siedzą...
Schyliła się, pochwyciła dziewczynkę w ramiona, i z ciężarem tym przebywszy jeszcze ze trzydzieści wschodów, stanęła przede drzwiami, których liczne szczeliny zapełnione były pakułą i obite skrawkami sukna. Zasapana, czerwieńsza jeszcze, niż zwykle, postawiła dziecko na ziemi i weszła do mieszkania, wołając za[1] idącą za nią dziewczynkę:
— Chodź! chodź! chodź! chodź!
Wołanie to było pieszczotliwe i wesołe.
Przez malutką kuchenkę, w któréj nie było w téj chwili ognia, weszły do pokoiku ze ścianami pomalowanemi na brzydki żółty kolor, z trochą starych i bardzo tanich mebli i jedném oknem, wychodzącém na ulicę, a raczéj wznosącém się nad nią o całą wysokość czterech pięter. Tu pani Aniela zdjęła kapelusz, z pod którego ukazały się bujne włosy płowo-rudego koloru, gładko nad czołem przyczesane, a z tyłu głowy w jeden wielki warkocz zwinięte, i schyliwszy się ku Lusi, rozebrała ją z szaréj i niedość ciepłéj zimowéj odzieży. Czyniąc to, rzuciła pytanie:
— Dawno tu już jesteś, Marcelli?
Siedzący u okna mężczyzna odpowiedział:

— Jak zwykle... wyszedłem z biura punkt o trzeciéj.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – na.