Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 385.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale pan Stefan, mąż pani Zofii, tak, jak i pan Witold, wykrzyknęli ze zdziwieniem:
— Co ty tu robisz, Władysławie, kiedy u ciebie bawią się?...
Czy spostrzegliście, mili czytelnicy, że w trudnych położeniach, w jakich ludzie stają niekiedy względem siebie, kobiety łatwiéj zwykle wpadają na tor, którym właściwie postępować należy i, że tam, gdzie idzie o odgadnienie i zrozumienie delikatnych odcieni uczuć, o oszczędzenie czyjéjś drażliwości, o ostrożne pominięcie jakiéj przykro dźwięczącéj struny, okazują one zawsze więcéj przenikliwości i taktu, niż najlepsi i najrozumniejsi mężczyzni. Dowiodły tego panie Ludwika i Zofia, nie zadając doktorowi najmniejszych pytań, a nawet odciągając od tego mężów swych przez zręczne zwrócenie rozmowy na inny przedmiot. Po chwili całe towarzystwo obsiadło stół okrągły, a Józia zakrzątnęła się koło urządzenia herbaty. Doktor Władysław siedział pomiędzy panami Witoldem i Stefanem, i zdawał się ze szczególną uwagą przypatrywać temu ostatniemu. Był to człowiek czterdziestoletni, powierzchowności wcale nie odznaczającéj się pięknością, w okularach, z-za których patrzyły rozumne i przenikliwe oczy, i z nosem niepospolitéj długości, panującym nad wargami, bardzo miły posiadającemi wyraz. Popatrzywszy chwilę na pana Stefana, doktor Władysław zwrócił wzrok na pana Witolda, i oczy jego upadły od razu