Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 384.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jesteś pani najniesprawiedliwszą osobą z całego chrześcijaństwa, jeśli mogłaś posądzać nas o chybienie dnia, raz na zawsze umówionego!
Z témi słowami pan Witold wszedł do pokoju, w którym paliła się lampa, i stanął nagle z otwartemi ustami.
— Władek tu! — zawołał ze zdziwieniem — toż dziś u ciebie, kochanku, wieczór, na który i my zaproszeni byliśmy...
— A ponieważ państwo nie raczyliście przybyć, jam go także opuścił — odparł doktor głosem, który chciał uczynić swobodnym, ale w którym czuć było ciężkie wewnętrzne cierpienie.
W kilkanaście sekund po panu Witoldzie ukazały się w pokoju błękitne oczy pani Ludwiki, wyglądające zawsze jak gwiazdy dobréj nadziei, i miła twarz pani Zofii, jaśniejąca wesołym uśmiechem, który jednak zniknął z jéj ust przy spójrzeniu na doktora Władysława. Obie kobiety najmniejszém słowem, ani spójrzeniem, nie okazały zdziwienia, jakiego musiały doznać, znajdując go u Józi, w dniu, w którym w domu jego odbywała się świetna zabawa. Przeczuły snadź one i odgadły powód, dla którego nie był tam, gdzie być-by powinien, i całą różnicę, zachodzącą w sposobie, w jaki go powitały, stanowiło to, że serdeczniéj jeszcze, niż zwykle, uścisnęły mu rękę, i spójrzały na niego ze zdwojoną przyjaźnią.