Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 382.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale zupełnie pewnym i przedziwnie czystym. Milczała chwilę, a potem rzekła znowu:
— Pan Władysław nie spostrzegł mnie. Szedł stroną ulicy przeciwną téj, po jakiéj ja postępowałam, był bardzo zamyślony i trochę smutny.
— Zkąd wiész o tém, że był smutny? — zapytał ojciec.
W oczach Józi, zwróconych na ojca, odmalowało się niby zdziwienie.
— I jakże jabym tego nie poznała? — wyrzekła. — Wiem z pewnością, że był on smutnym; ja także, sama nie wiem, dlaczego, czułam się dziś trochę smutną... Była to jeszcze jedna pomiędzy nami wspólność...
Starzec pochylił się trochę na przód i, splatając ręce, a wzrok topiąc w twarzy córki, okrytéj w téj chwili dziwnie pięknym wyrazem, zawołał trwogą przejętym głosem:
— Józiu! Józiu!
Nic więcéj nie mógł powiedziéć, bo Józia krzyknęła w téj chwili, porwała się z miejsca i stanęła z twarzą gwałtownym oblaną rumieńcem. Doktor Władysław stał w progu. Blady był bardzo, a w oczach jego, utkwionych w młodą dziewicę, palił się blask łzy, przemocą zatrzymanéj w głębi źrenic. Usłyszawszy przedchwilną rozmowę Józi, chciał cofnąć się i opuścić jéj mieszkanie, ale siła nieprzeparta pchnęła go ku niéj. We wnętrzu jego w téj chwili