Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 381.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widziałam dziś doktora Władysława.
Na dźwięk, z jakim wymówiła jego imię, doktor Władysław, jakby czarodziejską jakąś siłą przykuty do miejsca, na którém stał, drgnął cały.
— Gdzieś go widziała, moje życie?
— Widziałam go na ulicy — mówiła Józia przyciszonym nieco głosem — wracałam właśnie od biednéj Maryanny, i zobaczyłam go, wychodzącego z poblizkiego domowstwa, w którém wiem, że mieszka pewna nadzwyczajnie uboga rodzina. Ojciec rodziny téj pracuje zwykle przy jednéj z tutejszych fabryk, ale przed tygodniem ciężko zachorował, a Maryanna mi mówiła, że dzieci jego bez chleba są prawie i także chore. Otóż jestem pewna, że doktor Władysław przychodzi im z pomocą lekarską i pieniężną, i czy wiész, ojcze...
Tu znowu umilkła.
— Co, moje życie? — powtórzył pytanie starzec.
— Czy wiész, ojcze, że gdy zobaczyłam pana Władysława, wychodzącego z mieszkania nieszczęśliwéj rodziny, pomyślałam sobie, że w jednéj porze oddawaliśmy się zajęciom jednakowéj treści. On leczył biednego wyrobnika i jego rodzinę, ja uczyłam dzieci ubogiéj praczki... Odkrycie téj wspólności, zachodzącéj pomiędzy nami, uczyniło mi przyjemność wielką.
Mówiła to głosem cichszym nieco, niż piérwéj,