Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 380.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jący koniecznie chwile samotnego i mężnego smutku, jakie przebywać musiała. To samo przypomnienie przywodził dźwięk jéj głosu, czysty, miły, z brzmieniem pełném i giętkiém, ale wyraźnie wychodzący z piersi, która zapoznała się ze łzami i tęsknotą.
Tym-to głosem czytała w téj chwili ojcu piękną jakąś poezyą, i tym samym, podnosząc oczy z nad książki, wymówiła:
— Co-by to znaczyć mogło, ojcze, że Ludwinia, i Zosia nie przychodzą dotąd? przecie dziś niedziela i one zawsze i ich mężowie przepędzają z nami niedzielne wieczory.
— Przed chwilą dzwonił ktoś, moje dziecko, sądziłem, że może oni...
— Czy dzwonił kto? — wyrzekła Józia — nie słyszałam. Ludwinia i Zosia może są dziś na wieczorze u państwa Władysławowstwa...
Przy tych słowach po twarzy starca mignął wyraz, jakby przykrego wzruszenia.
— Czy znowu wydają wieczór? — zapytał z odrobiną ironii w głosie.
— Mówiono mi o tém na mieście — spokojnie odparła Józia — ma to być wieczór muzykalny... Ale czy wiész, ojcze...
Zatrzymała się i powieki jéj znowu w dół opadły. — Co? — moje dziecko.