Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 373.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

upatrując pory, w któréj-by mogły zbliżyć się do słońca; inne jeszcze tułały się tu i owdzie, jak błędne asteroidy, smutne szczątki gwiazd roztrzaskanych; inne nakoniec gromadziły się na uboczu, podobne do mgławic, zalegających najodleglejsze punkta firmamentu.
Po kilku nakoniec minutach, czarne ludy, tchu i głosu pozbawione, maszerować przestały, muzyka umilkła; ale za to gwar głosów, należących do ludzi białych, salon napełniających, wzmógł się i ruch zrobił się wielki. Jowisz, ze smyczkiem w ręku, szedł obok słońca, planety piérwszéj wielkości postępowały tuż za niém; asteroidy zbiegały się w jednę gromadę i posunęły się nieco na przód; mgławice wypłynęły téż ze swych nieprzejrzanych odległości i zdawały się miéć nadzieję, że, po upływie wieków, promienie słoneczne dojdą aż do nich.
Nastąpiły wzajemne ukłony, podziękowania, wykrzyki zachwytu. Wkoło kanapy rozmowa toczyła się o wczorajszym koncercie. Jowisz kłaniał się na wszystkie strony i dziękował za sypane sobie pochwały i grzeczności. Kontrabasista pozostał w kącie i stroił swój kontrabas; asteroidy, jak echa, powtarzały wyrazy, wypadające z ust planet piérwszéj wielkości; mgławice szeptały pomiędzy sobą z nieśmiałością istot, zagubionych w powietrzu. Przybycia doktora Władysława, który stał ciągle we drzwiach, nikt nie zauważył. On nie zbliżał się do nikogo i w milczeniu przyglądał